Mam jeszcze całe 43 minuty na napisanie tego posta. 2go stycznia tak jakoś głupio się za to zabierać. Odkładanie na później, zazwyczaj jest opłakane w skutkach. Raz na przykład odłożyłam na jutro wyrzucenie z plecaka starych kanapek. Skończyło się tak, że przez trzy miesiące leżały sobie w plecaku i rozwijały podbój kolonijny pleśni. Pod koniec trzeciego miesiąca wytworzyły własny system prawny i ustrój polityczny. True story. Słuchaj zatem drogi przyjacielu. Ogólnie z reguły nie robię podsumowań. Jestem na to zbyt leniwa. Odzywa się też wtedy we mnie takie przekonanie, że jeśli cały świat tak robi, to ja naprawdę nie muszę. Rok 2015, był jednak rokiem wyjątkowym. Żaden rok do tej pory, nie przeżuł mnie tak bardzo.
Tata rok temu, w sylwestra powiedział coś takiego: To będzie rok zmian. Przeczuwałam to gdzieś tam na granicy świadomości. Chodziło mi to po głowie i gryzło w pięty. Intuicja, przeczucie, jakkolwiek to nazwać. Ale nie bałam się. Hardo szłam przed siebie. Moja hardość jednak była rozpuszczona jak dziadowski bicz. Do tej pory nie wiem jak wygląda dziadowski bicz. Kiedy próbowałam sprawdzić w google, wyskoczyły mi zdjęcia kotów. Wracając, z pewną autorefleksją, patrzę na tamtą siebie i z wielką chęcią dałabym sobie wtedy w pysk. Złapała za wsiarz i powiedziała: no głupia babo, patrz co robisz, bo nie robisz dobrze. Tak. Zdecydowanie tak bym zrobiła. Ale nie zrobię. Rok minął. I przeorał mnie od czubka głowy po koniuszki palców. Dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam. Najważniejsze jest jednak to, że ja zechciałam się zmienić.
Kojarzycie ten moment, kiedy wkraczacie w dorosłość? Mi do tej pory ludzie mówią, że zachowuję się na 16 lat. Jestem nieodpowiedzialna, infantylna, trywialna. Ktoś mi kiedyś powiedział "Wyglądasz jak kolonistka", a kobieta zza lady, pół godziny później, poprosiła mnie o dowód. To byłam ja. Z uśmiechem od ucha do ucha i przekonaniem że nic złego mi się nie stanie. Jednak konsekwencje przychodzą nie wiadomo kiedy. Okazuje się nagle, że w wieku lat X po osiągnięciu pełnoletności, dalej chowacie się za spódnicą mamusi. Okazuje się, że chcecie uchodzić za poważnych i dojrzałych, a boicie się sprawdzić stan konta po weekendzie i nie starcza wam od pierwszego do pierwszego. Każdy nosi w sobie jakieś paranoje. Ja je w sobie noszę. Na przykład boję się domofonów, sprawdzania skrzynki pocztowej i dzwonienia do obcych ludzi. Czaisz? Dorosła baba boi się domofonu! Skąd się biorą lęki? Skąd się bierze ta cała masa kompleksów odnośnie nas samych? Kiedy myślisz, że nie jesteś w stanie nic osiągnąć i ciągle się bawisz. Kiedy przychodzi dorosłość? Z odpowiedzialnością? Czy w momencie kiedy sam musisz płacić własne rachunki?
Nawarzyłam sobie trochę piwa przez ten rok. Hektolitry. I jak myślałam, że pewne rzeczy nigdy nie wyjdą na wierzch, tak one w końcu wyszły. Powiem Wam szczerze, że najgorszą rzeczą na świecie jest jedno: Uśpienie sumienia. Puki go nie miałam, puty było wszystko w porządku. Tak mi się wydawało. Ten rok otworzył mi oczy. Wydarzyło się w nim wszystko co najgorsze mogło się wydarzyć. I jednocześnie wszystko co najlepsze. Zmieniłam się. Odrobinę. Chociaż ta zmiana okrutnie bolała. Poznałam też rewelacyjnych ludzi, bez których nie wyobrażam sobie teraz życia. Z niektórych musiałam zrezygnować. Z jeszcze innymi na nowo odbudowałam relację. Dowiedziałam się, że miłość jest bezwarunkowa. I że kłamstwo nigdy nie jest drogą ucieczki.
Czy mam jakieś postanowienia na ten rok? Tak. Jedno. Nie powtórzyć scenariusza z 2015. Z westchnieniem ulgi przyjęłam koniec odliczania i zmieniającą się cyfrę za jedynką. Symboliczne. A jednak tak niezwykle ważne.
W końcu zaczął padać śnieg. Powoli wszystko wraca do normy. To będzie dobry rok.
RHCP - Snow
Chciałam zamieścić jakąś fotorelację. Ale chyba już nie dzisiaj. Jutro. Jutro to zawsze odpowiednia pora.
Chciałam zamieścić jakąś fotorelację. Ale chyba już nie dzisiaj. Jutro. Jutro to zawsze odpowiednia pora.
Dobranoc pysiaczki.
O.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz