20 stycznia 2016
Sesja sresja
Cześć, jestem Olga i mam do zaliczenia pięć egzaminów w ten weekend. Co powinnam robić? Uczyć się. Co robię? Uczę się. Co prawda co jakiś czas odpalam YT i napawam się moją nową miłością. Zakochałam się na amen i nieodwołalnie. (link na dole) I mówcie sobie co chcecie, ale najlepsze rzeczy pochodzą z Australii. Amen.
W ramach rozrywki opowiem wam dygresyjkę. Jako, że każdy człowiek ma jakąś fobię. Jedni panicznie boją się, że ich gupiki nagle wyewoluują płuca i wyjdą z akwarium zamordować ich rodzinę, albo że Reni Jusis kiedyś ich znajdzie. A ja na ten przykład boję się domofonów. Który to fakt jest zapewne niektórym znany. Napawają mnie zgrozą gdyż nigdy nie wiesz kto będzie po drugiej stronie. I czy zdążysz sobie przypomnieć imię Grubego. Mi się w takich sytuacjach zawsze plącze się język i wychodzi, że nazywam się yyy.. frytki z hamburgerem dwa razy poproszę. Wolę zdecydowanie pukać, niż mówić (hola hola zbereźniki, nie o takim pukaniu.. a dobra zresztą). W każdym razie, zawsze z pełną nieśmiałością naciskam ten guzik i czekam. Serce mam w gardle, a w gaciach pełno... Przydarzyła mi się nie dalej jak przedwczoraj taka historia:
Zaprosiła mnie więc ostatnio do siebie znajoma. I tłumaczy, że na osiedlu, pod takim adresem. Że lewa klatka od tunelu i mieszkania 56. Na osiedlę docieram. Z szeregów klatek wybieram tą jedną. Docieram do drzwi. Otwieram. A tam jest on. Domofon. Klnę pod nosem ładną wiązankę, gdzie motyle nogi aż się plączą o siebie. I jeszcze cudownie, bez nazwisk przy cyferkach. A co jeśli wcisnę nie ten? Po chwili wewnętrznej walki nachodzi mnie jednak refleksja. Myślę sobie: masz babo lat dwadzieścia z okładem. Posrało doszczętnie! Bądź dzielna! Naciskam zatem z prawie pewnością siebie, ten cholerny guzik i czekam. I nic. Naciskam upierdliwie zatem raz jeszcze. Klick! słuchawka się podniosła.
- Halo? - Pyta uprzejmie gruby męski głos
- Halo? - usiłuję panicznie grać na zwłokę. Znajoma dwie córki posiada. Syna za granicą, czy gdzieś. Kto zatem?! Teść, wuj, ojciec chrzestny stryjenki? Cholera. Jasna. Najgorzej.
- Kto tam? - Tym razem już pyta zniecierpliwiony przeciągającym się milczeniem. Mamomomomomo
- Eaeaaaaa.. yyyy.. - kur*a - yyy.. to ja! - wybrnęłam z bijącym sercem.
*BZZZZZZZ*
O! Nie wiem kto się zdziwił tym bardziej, koleś czy ja. Ciągnę za klamkę. Wchodzę na górę. Stoję przed tymi drzwiami 56 dobre dwie minuty i nie mam siły zadzwonić. Gryzę się upiornie. Bo ciągle mnie męczy nieistniejący chrzestny stryjenki. Zadzwonię! Więc wyciągam telefon i dzwonię do znajomej. Mówię z dumą:
- Jestem! Lewa klatka, ta na rogu, 56 mieszkanie! - po chwili jednak dodaję już trochę bardziej niepewnie. Z błaganiem wręcz w głosie - To tu, prawda?
- Na skosie to klatka po prawej. Po lewej musisz wejść i mieszkanie 52.
Ta. Tego się spodziewałam, żem czuł przez kości. Czuł żem! Matkobosko, do obcych ludzi po nocy dzwonię. Zawróciłam się na pięcie. Kucygalopkiem pognałam z powrotem. Znowu domofon, ale tym razem na mój dzwonek odezwały się po prostu drzwi. I już bez przygód, pokonałam cztery kolejne piętra.
Tak w okolicy trzeciego do mnie dotarło, że w tym mieszkaniu 56, ktoś dalej na mnie czeka. Może z różami i szampanem w wannie. Oj.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz