UPIEKŁAM CHLEB

zdjęcie pochodzi z bloga http://chlebmiejski.blogspot.com/ bo mój talent fotograficzny jest jeszcze 4/10

Sobota wieczór.

*le dramatyczna muzyka*

Przychodzi do mnie mama i mówi: Chleb zrób na rano!

*le dramatyczna muzyka staje się dramatyczniejsza*

Co, że jak?! Jaki chleb. Jak się w ogóle robi chleb? Matkobosko. Przecież ja w życiu chleba nie robiłam. Bułki owszem. Ale chleb? Od razu przypomniała mi się smutna piosenka Masłowskiej, której okruszki płynęły po twarzy. 

- Mame! Jaki chleb? 

- Z ziaren

No najgorzej, myślę sobie. Chleb z ziaren. Przecież to bogowie fitnesu żrą. Przed oczami objawił mi się zaraz obraz galopujących nasion chia, goniących jakieś ksylitole, oleje kokosowe oraz innego rodzaju dziwadła, których bym nie potrafiła nazwać. 

Mama jednak, jak zwykle mnie zaskoczyła, chociaż czekałam na przepis jak na wyrok śmierci. 

Uzbrojona w długopis i zeszyt, zaczęłam notować. 

- ZIARNA SŁONECZNIKA 200g

- PESTKI DYNI 100g

- SIEMIĘ LNIANE półtorej szklanki

- RODZYNKI dwie garście

- ŚLIWKI (opcjonalnie)

- SEZAM (opcjonalnie) 

- 4 JAJKA

- SÓL szczypta

UWAGA! TERAZ SIĘ SKUPCIE. BĘDZIE NAJTRUDNIEJSZE!

Wszystko wymieszać (jaja bez skorupek, jednak jak sądzę). 

Koniec!

Dobra. Prawie. Na średnio długą blachę, wyłożoną papierem. Do piekarnika na 45 minut 160*C. 

Teraz dopiero koniec. 

Przepis tak banalny, że wyszedł mi za pierwszym podejściem. Wow! Brawo ja.  Smakuje najlepiej na świecie i wcale się nie chwalę! Dobry. Tani. Fit. Zdrowy. Tak bardzo eko, że jest przeciwko wycinkom lasów Amazonii. Działa na rzecz Greanpeace'u i łoży datki na małe pandy. 

Wam mówię dobranoc. A sama idę jeść. Bo to tak zdrowo po 23. Eh ja.

P.S. Z przyjemnością przyjmuję do wiadomości fakt, że podobają się Wam moje przepisy. Ba! Że nawet je wykorzystujecie! Ba x 2! Że wychodzą jak powinny! Jestem dumna! I jeśli macie ochotę na kolejne, to podrzucajcie mi pomysły :) Najwyżej trochę poeksperymentujemy. Buziak w czoło i wielkie dzięki :)