6 lipca 2016

Podróż

 

   Kaskada wody uderza o mą skórę. Zmywam z siebie brud całego dnia. Zmęczenie, które pozwala mi ledwo stać na nogach. Zapach stajni. Pomruki. Przeżycia. Rozterki i radości. Zmywam smutek i szczęście smugami chłodnej wody. Zanurzam głowę. Pozwalam aby krople płynęły mi po twarzy. Mieszając się z resztkami makijażu. Oddycham. Głęboko. Cicho. Spokojnie.
Stukot kropel o kabinę pozwala mi liczyć minuty.
Dzwoni telefon. Ignoruję go i odpływam.

   Zapach migdałowego olejku miesza się z kwiatami z mych włosów. Wdycham go. Zachłannie. Napawam się tą krótką chwilą, kiedy podróżuję poza świadomością. Jestem tylko zmysłami. Stukot. Rumianek. Rozbłyski tęczy. Metaliczny posmak na języku. Chłód na skórze.
   Tylko ja.
   Wszechświat.
   Egoizm w czystej postaci. Medytuję. Napawam zaparowanym odbiciem w szybie. Dumna. Pełna wdzięku. Gracji.
   Krople i kropelki. Oddaję im całą siebie. Przez moment znikam. Zacieram granice między snem a jawą. Świadomością a urojeniem. Przekształcam się. Przeinaczam.
   Teraz znów gorąc topi mi ramiona. Rozpływam się w nim. Zamieram.
   Słoń z małego księcia pulsuje mi na nadgarstku. Może to jednak kapelusz. To nie ma znaczenia. Nic nie ma. Proszę jedynie o więcej. O jeszcze jedną chwilę nieświadomości. O kosmos w mej głowie. Przedarcie się na inną planetę. Czuję jak to we mnie rośnie. Nabrzmiewa. Wybucha. Esencja. Pękam na milion kawałków. To słodkie, słodkie rozdarcie.
   Hej maleńka, leniwy uśmiech pełen spełnienia, z jakiej planety właśnie wróciłaś?

1 komentarz: