Pada. Pada, nosz cholera jasna. Deszcz psuje mi aurę idealnych wakacji.
- RZUCIŁ MNIE! - odrywam wzrok od wyścigu kropel na moim oknie i widzę Madzię, ładująca mi się do przedpokoju i trzęsącą mokrym blond loczkiem. Ścieka mi wodą na wycieraczkę i wygląda jak dwa nieszczęścia plus jedno.
- Kto cię rzucił? - pytam zdziwiona
- No on! - w pamięci szybko robię przegląd Madziowych chłopaków i usiłuję zaktualizować dane do najnowszej twarzy.
- No ale jak to cię rzucił?
- PRZEZ SMSA! NOSZ BURAK JEDEN NO! PRZEZ SMSA ROZUMIESZ?!
- No to ja skoczę po koniaczek... - raczkiem wycofuję się do kuchni, bojąc się oberwać parasolką, bo sprawa koniaczku wymaga znakomicie. A z koniaczkiem wszystkie sprawy stają się jakby mniej beznadziejne. Sądząc też po stanie Madzi, przeobrażonej w huragan wściekłości, jest to potrzeba nie cierpiąca zwłoki.
Kieliszki nalane na blacie. Kostki lodu już pływają
- Dobra Madziu, opowiadaj!
- No bo to było tak, siedzę sobie. Dopracowuję magisterkę. Wiesz, skupiam się mocno. A zabierałam się za to żeby skupić nad tą magisterką, dwa dni.
- Mhm.. pół roku - mruczę pod nosem, ale napotykając dwa sztylety bijące z oczu szybko milknę
- Odpaliłam strefę zen. Świeczki pozapalałam, lampki choinkowe, kawa stoi na biurku w wersji plus size. Skrypty poukładane. Okna wymyte. I doszorowałam tą kuchenkę, co mi rok temu buraczki się na nią przypaliły
- Do brzegu Madziu, do brzegu! - przerywam jej wiedząc, że inaczej skończy się to mrożącą krew w żyłach opowieścią o domestosie i walce z przypalonym burakiem
- No i siedzę sobie w tej strefie zen. Już prawie otworzyłam skrypty. Już odpaliłam laptopa. Już przejrzałam najnowsze newsy z fejsa. I już już mam zamiar zabrać się za tą magisterkę. Kiedy to przychodzi mi sms. Patrzę, to od niego. Się pod nosem uśmiecham, że wieczór nie będzie taki zły i w sumie nie będę miała nic przeciwko wyciągnięciu mnie gdzieś z domu. Czytam, a tam treść taka: "Długo nad tym myślałem i to nie wypali. To nie ty, to ja. To koniec." - Z drugiej strony salonu, znów wieje huraganem Madzina.
- Serio jakiś burak, nawet dużych liter nie użył, przy ty. I co i tyle? Tyle ci napisał?
- TYLE!
- A co odpisałaś?
- No chora na głowę jesteś. Do ciebie przyszłam, zanim zdążyłam mu nasmarować epopeje nienawiści. Ten człowiek mi życie zniszczył! Teraz przez niego, zmarnowałam 5 lat studiów. Nie napiszę tej magisterki nigdy, bo teraz tylko jak do niej będę siadała, to mi się przypomni jak prostak najgorszy pod słońcem, któremu już dzieci w marzeniach rodziłam, dom budowałam i opalałam się na Kanarach, zerwał ze mną przez smsa! Jak wielką życiową porażką być muszę, skoro nawet się nie miał odwagi pofatygować?
- To nie ty, to on! - usiłuję się nie śmiać, bo szanując żołądki detektywów, z polskiej dochodzeniówki, oszczędzam im oglądania makabry, mych w szale umordowanych przez Madzię zezwłoków. - Że to burak, to już ustaliłyśmy. Że frajer i prostak, to do tego dojdziemy. Zajmijmy się odpisaniem.
- I co ja mam mu niby odpisać?
- Pisz dyktuję: Nie no luz. Dodaj na końcu 'xd'. No nie krztuś mi się herbatą, dywan prałam ostatnio.
- Ale przecież to gimbusiarskie jest strasznie! - oburza się
- A zrywanie przez smsa jakie jest? Dojrzałe, dla prawdziwych facetów, nie?
- Kapituluję i podnoszę ręce w akcie poddania. Ty mu to wyślij, ja nie mam ikry.
- Poszło.
- Jesusmaria, matkobosko. A jak mnie znienawidzi?
- Serio? Naprawdę?
- A może trzeba było dodać, na koniec że i tak był kiepski w.. - Walę ją gazetą przez łeb
- Toć byś miała festiwal pogardy i furii. Nigdy przenigdy nie właź na ten temat przy zerwaniu. Bo jeszcze zrobi z ciebie na mieście dziewicę orleańską i to niestety w tej ironicznej wersji. Smsy smsami, ale miejmy klasę.
- Te odpisał - Madzia poderwała się dziko ze stoły by dopaść swojego ajfona. Byłam szybsza i migiem nasmarowałam odpowiedź.
- Jak możesz?!
- Mnie to bawi - krztuszę się przez łzy śmiechu koniaczkiem. - Ciebie nie?
- No teraz to tak trochę.
- Zobaczysz, teraz się od niego nie uwolnisz i jutro będzie kisł cały dzień przed twoimi drzwiami z kwiatami. Nie rób takich wielkich oczu. Tak działają faceci.
- Niemożliwe! Ten jest inni.
- Ta wszyscy są inni niż inni. Ej maleńka, właśnie zdisowałaś buraka z małym mózgiem i dużym ego. Możesz być z siebie dumna. Jesteś?
- Jestem!
- To brawo. Tylko broń cię Boże, już mu nic nie odpisuj. A teraz leć pisać tego mgr. inż. I zdawaj mi na bieżąco relację.
Kilka minut później trzasnęły drzwi. Ubawiona, poszłam pod prysznic i na zasłużony spoczynek. Bycie obrońcą uciśnionych i psychologiem na dwóch etatach, jest dość wyczerpujące. Koło południa, dnia następnego dostaję dramatycznego smsa od Madzi.
- Od trzech godzin wystaje mi pod oknem z bukietem róż, tak na oko za stówę. W zad kopana jasnowidzko. Co robić? Pomusz!
- Olej, a co się będziesz burakami przejmować.
Morał z tej historii jest krótki i niektórym znany: w burakach z małym mózgiem, miłości życia nie szukamy.
madzia <3
OdpowiedzUsuń