22 lutego 2016

EXODUS CONF: Relacja 1



Kiedyś przychodził taki okres roku, kiedy ziemię skuwał mróz. Zaspy śniegu malowniczo przechodziły w błotną pluchę przy drogach. A jakieś szkraby lepiły bałwana, bo akurat zaczął im się okres ferii. Wtedy też mogłeś mieć pewność, że odbędzie się Zimowy Zjazd. Opowiem wam teraz pewną historię. Historię wielkich marzeń, nie tak wielkich ludzi. Historię pragnień i ich urzeczywistnienia. Ale też opowiem, jak w tym wszystkim się odnalazłam i jak walczyłam z Bogiem.

JA TAM? A GDZIEŻ…
Swojego czasu byłam naprawdę wierną fanką Zimowych Zjazdów. Jednak nagle okazało się, że ZZ ewoluowały. Średnio mi się to podobało. Bo po co ulepszać coś, co zrzeszało po 900 osób i było naprawdę dobre. Pojechałam na EXODUS CONF w zeszłym roku, zobaczyć się ze znajomym. Mieszkałam już wtedy w Gdańsku. Ale szczerze mówiąc, codzienny dojazd z Oruni na Żabiankę bardzo średnio mi się uśmiechał. Zresztą to nie dla mnie. Ze szkoły na Ergo Arenę. Masówki. Za dużo ludzi. Za dużo hałasu. Za drogo. Nie. I już. Chociaż samo przedsięwzięcie zrobiło na mnie spore wrażenie. Odezwał się we mnie hejter. Przerost formy nad treścią. Ot co.
W tym roku, coś się we mnie zmieniało. Kilka sytuacji życiowych, sprawiło że zmieniłam postawę. Postanowiłam się w coś zaangażować. I był to właśnie Exodus. Oczywiście wybrałam bardzo bezpiecznie. Administrację Wolontariatu. Na sam EX raczej się nie wybierałam. Jednak zadzwoniła do mnie Monia i powiedziała, że wykruszyła się jedna osoba z obsługi Areny. Dalej nie przekonana wstępnie się zgodziłam. W końcu, moja siostra powiedziała: Jadę, będę wolontariuszem. Nie miałam już wtedy wyboru. Pojechałam z nią. 

ZASKOCZENIE, SZOK, NIEDOWIERZANIE
Spodziewałam się najgorszego. Dobra może bez takich mocnych słów. Ale pojechałam tam z naprawdę dużą dawką sceptycyzmu. Nie wiedziałam czego oczekiwać. Pierwszy raz byłam na takiej wielkiej imprezie. Pierwszy raz byłam wolontariuszem. Mimo początkowego totalnego braku organizacji, przy składaniu sceny, gdzie wszyscy kręcili się bez celu jak mrówki, później już było tylko lepiej. Dobra. Oprócz poranków. Poranki były okropne. Były straszne. Ochrona śpiąca w tej samej sali noclegowej, miała budziki nastawione na 5:50.

Odezwa do ludu: Kochane dziewczyny czytające ten tekst, na miłość boską, następnym razem jak idziecie umyć rano zadek, upewnijcie się, że wyłączyłyście budzik – Dziękuję serdecznie.

Jednak jak wielka maszyna ruszyła, nic nie zdołało jej zatrzymać. Niezwykłe. Ponad 200 wolontariuszy zorganizowanych jak w zegarku. Niektórzy, pełniący warty od 6:30, czasami do 3 w nocy. Systematyczni, sprawni, zaangażowani, uśmiechnięci.

MAŁY SOCJOPATA
Czy to będzie zdziwieniem dla kogokolwiek, jeśli powiem, że nie lubię przebywać z ludźmi? Nie. Raczej nie. Boję się tłumów. Im więcej tym gorzej. I powiem wam, że tu przeżyłam kolejny szok. Każda napotkana osoba, emanowała takim ciepłem i radością, że aż chciało się z nią spędzać czas. Mogłeś zaczepić kogokolwiek z pytaniem o godzinę i spędzić następne dwie na rozmowie. Co w tym niezwykłego? Co było w tych ludziach takiego? Właśnie.

TRYSKAJ ENERGIĄ OD RANA
Budzona 50tym budzikiem tego poranka, zwlekałam się pod prysznic i tkwiłam tam spłukując z siebie resztki snu. Ubrana i względnie umalowana pędziłam do Stuff room’u na kawkę i drożdżówę. Z którego to miejsca z wielkim ukłonem dziękuję, Emilce i wolontariuszom tegoż panelu za przecudowne przyjęcie. Wasza woda i kawa uratowały mi niejednokrotnie życie!
Następnie trochę spóźniona, biegłam na zbiórkę i poranne nabożeństwo. Rewelacja. Cały czas w ruchu. Cały czas coś się działo. EXODUS CONF jest jedynym miejscem gdzie możesz zbić piąteczkę z Ekskluzywnym Menelem. Uściskać się i po przyjacielsku pogadać z Mariką. A także tańczyć pod sceną Pogo w imieniu Jezusa – Amen sis!


Nie będę wam też opowiadać, o ogólnym przebiegu. Poczytajcie sobie w internecie. Nawet będę miła i Wam zalinkuję parę rzeczy. A co.

ERGO ARENA i DZIKI TŁUM
Dziki tłum był naprawdę dziki. 2,5k ludzi. Robi wrażenie, nie? Dobra, na mnie zrobiło. I każda z tych osób przyjechała tam z jednego powodu. Budować relacje z Bogiem i z ludźmi. A wszystko przez jednego człowieka z marzeniami. Człowieka, który nie bał się sięgnąć po więcej. Którego marzeniem, było przeniesienie wielkich ZZ na Ergo i zrobienie z tego, konferencji nie tylko dla młodych protestantów, ale dla chrześcijan w każdym wieku i każdego odłamu. Tak też, jak bracia stanęli przy sobie Zielonoświątkowcy, Baptyści, członkowie Wspólnot i kościoła Katolickiego. I już nie liczono ich w setkach, a w tysiącach. Zapełniali każdy kąt. Każdą wolną przestrzeń. I razem jednym głosem, ramię przy ramieniu uwielbiali Boga. Ponad podziałami. Ponad różnicami. Zakochana patrzyłam na nich wszystkich. Naprawdę się cieszyłam. To było coś niezwykłego. 

JAK WALCZYŁAM Z BOGIEM
Jestem osobą dobrze wierzącą. Nawet powiedziałabym, że z pewnym ugruntowanym stażem. Ale są dalej takie rzeczy, których w kościele nie robię. Nie wychodzę do modlitwy i jakoś średnio wierzę w uzdrowienie. Tym razem złamałam obie te zasady i wyszłam do modlitwy po uzdrowienie xD Śmieszek ze mnie. Ale Bóg jest większy śmieszek. Wyobraźcie sobie, stoję tam pod sceną, na samym środku. Z lewej tłum. Z prawej tłum. Z tyłu tłum. Pastor Jagiełło, mówi: módlcie się. Modlimy się. Połóżcie rękę na chore miejsce. Kładę. Na brzuch i plecy. Na plecy bardziej. Te plecy mnie wkurzały. Od 3 lat nieustanny ból. Przy siedzeniu, przy staniu nawet bardziej. Jak oddychałam. Ciągle! Byłam półtorej roku temu na konfie w Waw dotyczącej uzdrowienia. Przyjechał na nią, wielki kaznodzieja działający bardzo spektakularnie w tej służbie. Pomodlił i nic. Plecy bolały dalej. Bach. Stoję tam więc z przodu i naprawdę podłamana mówię:
- Mi padre (znaczy tate , tak sądzę) , weź mnie uzdrów bo nie zdżierżę
- Jo, dobra – odpowiada Bóg – ale wyjdziesz i powiesz świadectwo.
- Nie wyjdę – odpowiadam, bo mówienia przed tłumem boję się bardziej niż domofonów, a to naprawdę duża sprawa
- Wyjdziesz – drąży Bóg

- NIE WYJDĘ!!
Prostuję się. Plecy mnie nie bolą. Oddycham swobodnie, bez kłucia pod łopatką. Mogę się po raz pierwszy od lat naprawdę wyprostować do pionu. Cholera. Zaczynam płakać jak dzieciak. Łkam z ulgi. Ale stoi we mnie mur, który muszę pokonać. Nie chcę na tą scenę. Jak ja powiem cokolwiek do tylu ludzi. Matko. Nie ma opcji. Wyszła ruda na scenę. Co ja gorsza od rudej będę?! Dobra. Poszłam. Znaczy, moje nogi poszły. A ja w głowie krzyczałam nie nie nienienienieneineieneinie. Wiecie co? Powiedziałam to świadectwo, chociaż wszystko się we mnie buntowało. Chyba jako jedyna osoba płakałam na tej scenie z zapuchniętą czerwoną gębą. Ale wiecie co? Warto było. Bo minęło od tamtego momentu już kilka dni, a ja.. Ja normalnie tańczę! Mam w końcu zdrowy kręgosłup. I to się liczy najbardziej na świecie. Dobrego mamy Tatę. Naprawdę. W dodatku jajcarza. Czego chcieć więcej.
WZRUSZYŁAM SIĘ
Wtedy też. Ogólnie się wzruszyłam. Bo cała konferencja pokazała mi tyle różnych rzeczy. Na przykład, że jestem w stanie spać po 3h na dobę na twardym materacu i jeszcze być za to wdzięczna. Że potrafię jednak pozyskiwać przyjaciół i nawiązywać kontakt z ludźmi od tak sobie. Że uczestnictwo w wolontariacie jest o wiele lepsze niż bycie zwykłym szarym uczestnikiem konferencji – true.
I tak sobie właśnie myślę, że mogłabym jeszcze pisać i pisać. Zachwycać się i rozwodzić. Ale co ja będę po próżnicy. Chcesz się przekonać jak to jest? Zapraszam serdecznie w przyszłym roku. Zwłaszcza do wolontariatu. Wolontariat jest miazga i sztos (nauczyłam się nowego słowa – brawo dla mnie)
Z tego też miejsca pragnę podziękować kilku osobom: Monice Strzałkowskiej – za bezbłędne słowa wsparcia i zaufanie. Kasi Młynarskiej, za niesamowitą organizację teamu Arenowego, która to Kasia sprawiła, że miałam poczucie, że uczestniczę w najfajniejszej i najlepszej służbie świata. I nawet kolekta nie była taka straszna. Oraz Klaudii Stępień, za to że po prostu tak. Dziękuję mordko! No i oczywiście reszcie mojego teamu z którym mogłam pracować, składać, skakać, śmiać się, żartować. 


Kiedy indziej jednak pochlipię na klawiaturę. Teraz uśmiechnę się jeszcze raz do lustra i stwierdzę, że jestem ogromną szczęściarą, będąc tym kim jestem. 

Nie będę się teraz rozpisywać o moich duchowych przemyśleniach. Jutro. Jutro będzie na to dobry czas. 
Teraz pragnę życzyć Wam cudownego wieczoru. Dziękuję raz jeszcze.

JAK BYŁO? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz