Nie oczekuj, że zadzwonię. Nienawidzę gadać przez telefon. Kiedyś kochałam. Godzina to było mało. Teraz to po prostu zabawka dla dużych ludzi. Telefon to obowiązki. Telefon to praca. Będzie mi też trochę głupio, że nie zadzwoniłam wcześniej. A z każdym dniem ten wstyd będzie narastał. Zadzwonisz? Przecież mnie znasz, wiesz że nie odbiorę.
Nie oczekuj, że sama z siebie napiszę. Że powiem: O hej, co słychać? Może tak. Raz od wielkiego dzwonu. Jak mi się przypomni. Albo jak poczuję delikatne ukłucie tęsknoty. A jeśli tak, to dlatego żeby raczej się z tobą umówić na piwo. Bo po prostu, wolę rozmawiać w ten sposób. Widząc twoją twarz, słysząc głos, czując zapach. Nazwij mnie staroświecką. Po prostu tak wolę.
Nie zdziw się, jeśli odwołam spotkanie pół godziny przed. Wystraszę się. Zmartwię. Znajdę pięćdziesiąt wymówek. Będę się bała i trochę wstydziła. Zastanawiała się, czy na pewno sobie nie roję. Czy dalej bym potrafiła z tobą rozmawiać. A czasem tylko dlatego, że na dworze będzie zimno.
Nie wszyscy potrafią zrozumieć ten fenomen. A jeszcze mniej osób, rozumie fakt, że wracam do takich zerwanych relacji po latach przerwy i dla mnie nic się nie zmieniło. Potrafię usiąść przy stole z człowiekiem i zatrzeć granice pół roku, roku, lat. Nie było nas. Nie było mnie i ciebie. A jednak jesteśmy. I wszystko wraca do normy w ciągu kilkunastu minut. Już jest dobrze. Jakbyśmy rozstali się zaledwie na dzień. Patrzę na ciebie i zalewają mnie te same uczucia, co wtedy. Bo czas zupełnie nie ma znaczenia. Znów jestem przyjaciółką. Nic się nie zmieniło.
Zadaję sobie od kilku lat pytanie dlaczego. Od czego to się zaczęło i czemu z każdym rokiem się nasila. Czy dla mnie - potwornego wrażliwca - było zbyt trudne rozstawanie się z ludźmi? Czy przyjmowanie od nich zranień? Przez depresję? Nie wiem, może kiedyś znajdzie się jakiś mądry psychoterapeuta, posadzi mnie na kozetce w białym gabinecie i powie: No pani Olgo, wygląda to tak. I tu mi wyłoży zawiłości mojego postrzegania. Mogę sobie tylko gdybać. Ale zapewne, jeśli czytasz ten tekst, to należysz do grona tych ludzi, przy których mogłabym śmiało dać etykietkę "to skomplikowane". Może to jakiś dobór naturalny. Jest już przecież kilka takich osób, które odbierają ode mnie telefon po kilku miesiącach milczenia i słysząc moje przepraszam, mówią z delikatnym żalem: Olu, przecież taka już jesteś. Przyzwyczaiłem się.
Chcę Cię z tego miejsca przeprosić. Za moje nieodzywanie. Za to, że może sobie kiedyś odpuściłam. Wtedy, kiedy nie powinnam odpuszczać. Za to że stchórzyłam, kiedy nie powinnam tchórzyć. Możesz mnie zaakceptować z tymi wadami. Przejść nad tym do porządku dziennego. Albo twardą ręką mnie spacyfikować, tak że odbiorę zawsze. I zawsze też odpiszę. Albo możesz też machnąć na mnie ręką i stwierdzić, że za dużo niepotrzebnego zachodu. Twój wybór.
Piszę te słowa i przed oczami mam plejadę twarzy. Ludzi których naprawdę szczerze kocham. Tych których lubię. I tych którzy coś kiedyś dla mnie znaczyli. Którym chciałabym poświęcić o wiele więcej czasu. Tyle na ile zasługują. Jest mi przykro, że nie umiem. I mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś się tego nauczę.
Otaczam się murami bez granic. Szkoda że nie granicami bez murów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz