8 lipca 2016

Jak MURZYNI wymieniali baterię w ZEGARKU


Stanął zegar. Ten najważniejszy, wiszący na głównej ścianie. O randze i ustatkowanej pozycji, która każe zerkać na niego co 30 sec i upewniać się że wciąż tam jest. Każdy taki zegar posiada i nikt mi nie wmówi, że nie. Nasz wisiał akurat w kuchnio-salono-jadalni i pełnił kluczową rolę w życiu wszystkich mieszkańców plebanii.

Zerkasz raz. Zerkasz drugi. Niby wiadomo, że czas ma tendencję do wleczenia i rozwlekania. Ale to raczej nie możliwe, by człowiek zdążył ugotować obiad, zrobić pranie, nawrzeszczeć na innych, zaliczyć pięknego orła, bo znów poszła uszczelka w pralce, znów się trochę powydzierać, bo frustracja buzuje. Patrzysz a tu dalej czwarta dwadzieścia jeden. I dopiero gdy jeden dzień z kolejnym przejdą, jesteś na etapie zdania sobie sprawy, że coś z zegarkiem jest nie tak.
Johnowi zabrało to całe trzy dni i dopiero się połapał. Trochę małpiastym ruchem ręki zamachnął w kierunku przechodzącego Davida.
- Ughugh.. tam, tam*… – powiedział pokazując na zegarek i robiąc minę w ciup. David pokiwał głową i powiedział
- Tak, tak… - podrapał się po głowie i zawisł tak z ręką na dobre cztery okrążenia tarczy – upsuty! – w końcu rzucił odkrywczo.
- Co my zrobim tera? – John nie dawał za wygraną. Fakt upsucia zegarka nerwowo odbijał się w jego podskokach z jednej chudziasznej nogi na drugą. David w tym czasie wzruszył ramionami i zastygł patrząc się na obiekt żywych uczuć.
Mniej więcej w połowie tej kontemplacji wpadł Marcin. Wydając, zwyczajowo dziwne odgłosy, zaczął się dopytywać co się dzieje i dlaczego panowie tak stoją. W krótkich prostych afrykańskich słowach, zostało mu objaśnione jak się sprawy mają. Wysunął nawet tezę, że to może bateria padła. Wywiązała się szybka dyskusja i stwierdzono, iż ze sprawą nie należy zwlekać. Baterię trzeba wymienić, najlepiej w trybie natychmiastowym!
David zdjął zegar ze ściany i poszli. Do Tesco.
Dopiero przed świątynią handlu okazało się, że drugi murzynów targa zegar dalej ze sobą. Wyjął baterię, a tarczę położył przed drzwiami, bo po co wnosić do środka. Dumnie wyprostowany, wśród swojej świty składającej się z mało reprezentatywnych Marcina i Johna, wkroczył w czeluści za automatycznymi drzwiami. Używając w ciągu następnej pół godziny mowy niewerbalnej jako głównego środka komunikacji, udało im się w końcu wytłumaczyć, że potrzebują nowej baterii. Lekko zdruzgotany sprzedawca pożegnał ich martwym spojrzeniem.
A zegarka przed drzwiami nie było.
Nie było również w okolicznych śmietnikach, ani pod kołami samochodów. Nie dopatrzyli się go ani pod spódnicą starszej baby. Ani w przydrożnych rowach. Nigdzie też nie pozostawił tropu. Legendy głoszą, że uciekł z francuską prostytutką, by od tej pory wieść życie tułacza, aż w końcu zaciągnąć się do cyrku i bawić gawiedź. I nie potrafię do siebie dopuścić myśli, że zaiwanił go bezdomny i powiesił w swoich krzakach, bo akurat mu pasuje do wiosennej kolekcji. Na zawsze pozostanie w naszych sercach.

*dialogi zostały spolszczone, ale przełożone naprawdę z największym oddaniem i zachowując charakter wypowiedzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz