4 grudnia 2015

Czy przebiegne polmaraton?


   Mam taką specjalną listę rzeczy, które zrobię przed ukończeniem 21 roku życia. Znajduje się tam min. prawo jazdy, powtórny wyjazd w Bieszczady, własna firma. I półmaraton. Mój półmaraton, który gryzie mnie w pięty i pyta znacząco: kiedy? Kiedy to zrobimy?
    Koniec roku to dobry czas na to żeby brać się w garść i stwierdzać że skoro już na tyle jestem zuchem i potrafię się zaprzeć moich największych słabości, to i to jestem w stanie zrobić. Tylko jak? Znów na pomoc przyszedł mi internet. Gazeta Runner's. Ale też ktoś więcej. Mój nieoceniony Tata.
     Musiałam sobie założyć kilka zmian. Po pierwsze, przestałam sobie mówić muszę. Moim nowym mottem życiowym zostało: "Nikt Ci nie każe tego robić." Od razu jakby się zapaliła nowa lampka w mojej głowie. Kiedy myślę: pobiegłabym. Ale taaaak mi się nie chce. Wtedy przypominam sobie, że przecież nikt mi nie każe. Robię to dla siebie. Każda dziedzina, funkcjonująca na tej zasadzie, nabiera nowej perspektywy. Praca? Przecież robię to co naprawdę lubię. Wege? Nie chcę przecież puchnąć i być banieczką. Trening? Bo chcę się czuć pięknie, nawet w domowym dresiku.
    Po drugie, cieszyć się tym. Czerpię przyjemność z tego. Jestem wdzięczna Bogu, że mam dwie nogi, na których rano mogę stanąć. Dwie stopy, na które mogę włożyć buty. I pobiec. Często zapominamy być wdzięczni za to co otrzymaliśmy. Patrzymy tylko na to co nas ogranicza. Na brak kondycji. Na depresję. Na to że kuzyn, ciotki naszej babki, to kiedyś biegał i naderwał więzadła. Postanowiłam przełamać ten schemat w mojej głowie.
    Dlaczego jednak półmaraton? Jest wielu ludzi w moim życiu, których podziwiałam, podziwiam i będę podziwiać. Jednak moimi największymi bohaterami są moi rodzice. Niejednokrotnie, patrzę na Mamę i myślę sobie. Kurcze, chciałabym być taka jak ona! Tak samo wielkim wzorem jest dla mnie mój szanowny Tata. Człowiek który od kilku ładnych lat, wkłada rano buty do biegania i pokonuje 10km na lekki trening, a 15km na taki zwyczajny. Nie ważne czy upał ma 40 stopni. Czy siąpi deszczem. On wkłada buty i biegnie. Ci z Was, którzy go znają, wiedzą że nie jest jakimś typem sportowca. A do sportowej sylwetki mu daleko. Ale on codziennie, pokazuje mi jak walczyć z "nie chce mi się". Jak dążyć do celu. Jak się nie zastanawiać nad tym, co muszę zrobić. Po prostu to robić. On przebiegł półmaraton przed czterdziestką. Ja zamierzam to zrobić w przyszłym roku, przed następnymi urodzinami.
- Tato, ty swój półmaraton przebiegłeś przed czterdziestką, prawda?
- No i po czterdziestce. I w tym miesiącu już dwa półmaratony pobiegłem.
   Tytan.
   Znajomi się śmieją, że zawsze dążę do tego żeby Tata był ze mnie dumny. Faktycznie.

   Tyle z motywacji. Kolejnym krokiem było ustalenie planu działania. Jak z zera zrobić superbohatera. Z pomocą przyszedł mi magazyn Runner's World. Poszperałam trochę i znalazłam wszystko czego mogłabym potrzebować. Plan treningowy > tutaj < to podstawa. Zwłaszcza że bez dobrego planu, możesz dać większe pole wymówkom. Poczytałam też trochę kiedy najlepiej biegać. Tutaj zdania były podzielone pomiędzy "wtedy kiedy Ci pasuje" i "rano". Tak więc, pasuje mi rano. Na tym pozostańmy. Z wielką przyjemnością, odkryłam fakt, że najlepsze efekty biegowe, mają właśnie... Weganie! Dobry znak, jak na początek mojej wyprawy.
  Kolejne punkty z wiedzy, co jak i dlaczego, odhaczałam wraz z upływem kolejnych godzin. Lubię być wyedukowana.
   Dzisiaj biegłam dwa kilometry. Bez odpuszczania. Bez zatrzymywania się. Nie było tak tragicznie. Tempo miałam ślimacze. Podejrzewam, że ciut bardziej wysportowana osoba złapałaby się za głowę i zaczęła by się śmiać. Ale dla mnie to było coś. To było przełamanie się, kiedy po setnym metrze słyszałam w głowie bicie serca. Kiedy po pierwszym kilometrze miałam nogi z waty. I wszystko krzyczało: przestań! Kiedy już na finiszu, gdy nogi paliły mnie ogniem,Tata wyjeżdżał z podjazdu i mijając mnie, pokazał mi uniesiony do góry kciuk. Dobiegłam. I zalały mnie fale radości i poczucia zwycięstwa. Zrobiłam to! Wróciłam do biegania!



   Na koniec mała dygresyjka, Budzi mnie dzisiaj Tatuś i pyta czemu zaspałam (miałam biegać bladym świtem).
- Uwierzysz?! Śniło mi się że Led Zeppelin grali koncert na Woodstocku! Co jak co, ale nie mogłam tego przegapić!
ściskam. O.

P,S, Koncert był naprawdę cudowny! :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz