2 sierpnia 2016

Słabości


   Oddychasz powoli w swojej samotności. Kawiarka wypuszcza delikatne obłoczki pary, kładące się w chmurki pod kuchennym sufitem. Myślisz. Zastanawiasz się. Kłębią się w Tobie uczucia tak mocne, że chciałbyś uciec z krzykiem. Ale nie uciekasz. Przed sobą nie możesz. Nie przed własnym umysłem, który jakby miał eksplodować. Emocje. Które są przecież najgorszą słabością człowieka. A Ty nienawidzisz słabości. Jesteś silny. Bo musisz. Tak wychowało Cię życie. Zbyt wiele razy ktoś wszedł za Twoje granice. Obdzierając Cię do nagości. Niszcząc to wszystko, co miałeś w sobie. Tym brakiem delikatności. Tą bezpardonową chęcią dominacji. Skrzywdzono Cię. Postanowiłeś już nigdy więcej nie dać się skrzywdzić.

   Emocje.
   Za każdym razem to one były winne. Przyprawiające o deszcz odrazy, gdy postąpiłeś zgodnie z ich podszeptami. Zadające ból. Zadające cierpienie. A przecież nie możesz cierpieć. Nie możesz dać się zranić.
   Układasz świat w pudełka. Każde ma etykietę i własne miejsce. W takim miejscu emocje sieją jedynie chaos. Wszystko niszczą. Są zbędne. Emocje to słabość. Nie przystoją ludziom. Robią z nich miękkie, dające się ranić, kozły ofiarne. A Ty nie jesteś już kozłem. Nie zamierzasz być zabawką w nieostrożnych rękach, które wszystko potrafią zepsuć. Jesteś zależny tylko od siebie. Tak jest bezpieczniej.
   Parzysz usta gorącą kawą. Ściskasz w rękach kurczowo kubek. Złość. Na siebie. Za to co czujesz w tej chwili. Za to zagubienie. Za uczucia, których nie możesz upchnąć do żadnego z pudełek. Za sytuacje, które napawają przyjemnym poczuciem bezpieczeństwa i bliskości. Za miłość, której czuć nie powinieneś. Za każde czułe słowo. Za każdy ciepły gest. Za to wszystko, co wprowadza nieporządek do ascetycznego świata przegródek i etykietek.
   Słabości.
   Wyłączasz gwałtownie muzykę, która miała pomóc Ci się wyciszyć. Teraz każda piosenka ma nagle znaczenie. Każda opowiada o tym co czujesz. Uciekasz. Samochód. Polna droga. Las. Wszystko na nic. Siłownia. Srogi wycisk, ponad swoje siły. Nie jesteś słaby. Nie jesteś. Nie.
   Zmęczony otwierasz whiskey i doprawiasz ją lodem.  Powtarzasz sobie, że to minie. Za dzień. Dwa. Miesiąc. Okłamujesz się po raz kolejny, czekając aż ta burza przejdzie za horyzont.

   Może jednak łatwiej jest czasem dać się ponieść prądowi. Zaufać. Chociaż teraz ufać komukolwiek, jest tak trudno. Zmierzyć się z tym. Rozmawiać. Zrobić małą furtkę w murze, który tak wytrwale dookoła siebie stawiamy. Schować pieprzoną dumę do kieszeni. I przyznać samemu przed sobą, że czasem bywamy tylko ludźmi. Słabymi. Potrzebującymi ciepła i miłości.

3 komentarze: